1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa.
Tego dnia o świcie Polska została nieoczekiwanie zaatakowana przez hitlerowskie Niemcy. Niestety – mimo bohaterskiego oporu i ofiarności polskiego żołnierza klęski nie udało się powstrzymać, szczególnie, że 17 września do działań wojennych przeciwko Polsce włączył się ZSRR, a nasi „wspaniali” zachodni „sojusznicy” jak zwykle w takich wypadkach zostawili nas samym sobie…
Po przegranej wojnie obronnej nastał długi i ponury okres okupacji…
Wraz z zajęciem znacznej części terytorium Rzeczpospolitej Polskiej Niemcy niezwłocznie przystąpili do realizacji zarządzeń Hitlera dotyczących organizacji władzy na podbitych terenach. Część terytorium Polski (pomorskie, poznańskie oraz częściowo warszawskie i łódzkie) włączono do Rzeszy a z pozostałych obszarów zajętych przez armię niemiecką utworzono Generalne Gubernatorstwo.
Wprowadzenie nowych rządów i nowych praw wywróciło życie Polaków do góry nogami. Terror, represje, kary niewspółmiernie wysokie w stosunku do przewinień. Kolejki za wszystkim – a przy tym absolutny brak wszystkiego – nie tylko żywności – ta dla ludności polskiej była nie dość, że reglamentowana to jeszcze podłej jakości. Brakowało pracy, mieszkań, opału, ubrań, obuwia… brakowało nawet czegoś tak zdawałoby się prozaicznego jak zapałki.
W takich warunkach życie w okupowanej Polsce dla Polaków stało się po prostu walką o przetrwanie. Walką o przetrwanie w warunkach teoretycznie nie dających cienia szansy.
Ale…
Ale my mieliśmy za sobą ponad 120 lat zaborów. I konspirację wysysaną z mlekiem matki.
Bo nad Polaka nie ma cwaniaka.
W warunkach frontowych, wojennych często powstawały ręcznie wykonane zapalniczki wykorzystujące elementy pocisków czy też inne dostępne materiały. Obecnie dzieła takie są znane jako „sztuka okopowa” – i są świadectwem zarówno potrzeby chwili jak i pomysłowości ich twórców. Były to jednak dzieła jednostkowe.
Trudno powiedzieć kto pierwszy i gdzie wykonał pierwszą sztukę, ale to właśnie podczas okupacji narodziła się ONA – sabotażówka. Zapalniczka wykonana w większości z aluminium oraz innych dostępnych materiałów (brało cię czasem co było pod ręką i mogło zadziałać) o charakterystycznym wyglądzie stylizowanym na odbiornik radiowy z lat trzydziestych zeszłego wieku. Wyposażona w dwa niezależne krzesiwa – co miało gwarantować niezawodność oraz łatwość obsługi. Spotykane są również inne wersje: „oszczędnościowa” – jednokrzesiwowa oraz wersja z podwójnym zbiorniczkiem na paliwo.
Można zaryzykować stwierdzenie, że oprócz konspiracyjnego stena i błyskawicy najbardziej rozpoznawalny przedmiot tamtego okresu.
Po raz pierwszy w życiu z taką zapalniczką zetknąłem się w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku. Wraz z rodzicami poszliśmy z wizytą do zaprzyjaźnionej rodziny – Cioci i Wujka oraz ich Synów. Mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, w jednym z pokoi wydzielona meblościanką pakamera – miejsce gdzie Wujek trzymał swoje graty do majsterkowania oraz radiostację (gdyż był krótkofalowcem). Na jednej z półek pakamery zobaczyłem wtedy właśnie JĄ. Niewielkie aluminiowe dzieło sztuki. Wujek wyjaśnił, że jest to zapalniczka. No cóż – widywałem już wtedy zapalniczki, jednaka ta była zupełnie inna od tych, które znałem. Przede wszystkim była metalowa. Po drugie – miała dwa kółeczka do krzesania iskier a po trzecie… była na benzynę. A po czwarte była po prostu piękna – zarówno w formie jak i w wykończeniu. Była na niej wygrawerowana data i chyba coś jeszcze, niestety czas zatarł w mojej pamięci szczegóły. Prawdę mówiąc już wtedy wiedziałem, że chcę mieć taką zapalniczkę. Nie wiedziałem tylko, że przyjdzie mi na to troszeczkę poczekać 🙂
Troszeczkę oznaczało w tym przypadku nieco ponad trzydzieści lat 🙂
- Zanim to jednak nastąpiło własnoręcznie zrobiłem kilka zapalniczek benzynowych wykorzystując znalezione w domu i w warsztacie materiały. No cóż – dziełom moim było mimo wszystko bliżej do sztuki okopowej niż do eleganckiej sabotażówki, chociaż działały całkiem sprawnie. O sabotażówce jednak zapomnieć nie mogłem.
- Minęło kolejnych kilka lat i okazało się, że Tata mojego kolegi posiada taką właśnie zapalniczkę. Kupno raczej nie wchodziło w grę – była to zapewne jakaś pamiątka, ale pomyślałem sobie, że gdyby pożyczyć ją w celu zwymiarowania, to może mógłbym na tej podstawie zrobić kopię. Przecież z powodzeniem robiłem już zapalniczki.
Życie jest jednak przewrotne. I zaskakujące, bo finalnie dostałem tą zapalniczkę. Oryginał. Nieco zmęczony, ale sprawny. Gdy trafił w moje ręce wymagał jedynie wstawienia nowych kamieni i zatankowania. Odpalił od pierwszego skrzesania.
I w tym momencie zaczęła się zupełnie nowa historia…
Bo jednak postanowiłem, a w zasadzie zobowiązałem się do wykonania nowej wersji tej zapalniczki. Wersji, która byłaby moja wizją tematu. Wizji dostosowanej do moich możliwości i umiejętności technicznych.
Zanim jednak zabrałem się do realizacji pomysłu to zajrzałem do internetu w poszukiwaniu informacji odnośnie tych zapalniczek. Ze zdziwieniem odkryłem, że jest ich jak na lekarstwo. Jest sporo zdjęć dostępnych chociażby na forum dyskusyjnym miesięcznika „Odkrywca”, ale oprócz zdjęć merytorycznie jest tam niewiele. W zasadzie nic nie ma poza informacją, że w jednym z archiwalnych numerów „Odkrywcy” jest cały artykuł poświęcony właśnie tym zapalniczkom – do tego tematu jeszcze wrócę.
Informacje z forum „Odkrywcy” naprowadziły mnie na inny ślad: podobno zapalniczki te były produkowane nielegalnie przez polskich pracowników w okupowanych zakładach „Ursus”, a dochód z ich sprzedaży miał zasilać kasę Ruchu Oporu (nie wymieniano jakiej konkretnie organizacji). Poszukałem, pogrzebałem w internecie – okazało się, że informacja ta powtarza się praktycznie w każdym artykule dotyczącym Ursusa – czy to jako dzielnicy Warszawy, czy to jako fabryki produkującej ciągniki rolnicze. No cóż – logicznie rozumując – jeśli była fabryka, to może pozostało po niej jakieś muzeum? Myśl była trafna, ale okazało się, że muzeum uległo likwidacji wraz z fabryką. Co prawda znalazłem stronę internetową, ale od dawna nie aktualizowaną. I ani słowa o sabotażówkach, co było dziwne. Jedyną korzyścią z tych poszukiwań było to, że znalazłem piękne zdjęcie, na którym były trzy sabotażówki – każda inna.
No cóż – jak dla mnie było to zdecydowanie za mało. Zdecydowałem się przeszukać aukcje na allegro. Bez skutku – przynajmniej w tych aktualnych. W archiwalnych było za to kilka pozycji. A wszystkie wiodły do strony z „oryginalnymi militariami III Rzeszy”. Oczom nie wierzyłem…
Fragment opisu z aukcji http://allegro.pl/item1462440912.html
Jest to bardzo ładnie zachowany oryginał z okresu okupacji, wyprodukowany w fabryce URSUS – wtedy Warschauer Vereinigte Maschinenfabriken G.m.b.H, Zweigwerk Ursus bei Warschau. Zapalniczki te były produkowane potajemnie przez członków ruchu oporu z docelowym przeznaczeniem do celów sabotażowych. Zapalniczka benzynowa, zapłon na dwa kamienie, co w praktyce czyni całą konstrukcję bardziej niezawodną. Korpus zapalniczki wykonany jest z aluminium, pozostałe elementy z mosiądzu i stali… Zapalniczki te doczekały się osobnego artykułu w miesięczniku „Odkrywca”. Osoby chcące dowiedzieć się więcej o tym ciekawym przedmiocie odsyłam do archiwalnych numerów „Odkrywcy” – niestety nie pamiętam numeru i roku publikacji, ale odnalezienie tych informacji nie powinno być bardzo trudne…
Niestety, nie zachowały się zdjęcia przedstawiające zapalniczkę z owej archiwalnej aukcji internetowej, jednak jeśli ktoś chciałby obejrzeć kilka ładnie zachowanych sabotażówek, to może zajrzeć na stronę http://www.germanbunker.pl/pozostale.html
Skontaktowałem się z właścicielem wspomnianej strony, ale poza odesłaniem do archiwalnego numeru „Odkrywcy” nie uzyskałem żadnych konkretnych informacji.
No więc właśnie – wszędzie piszą o archiwalnym numerze „Odkrywcy”… Trop był następujący – należy znaleźć ten archiwalny numer. Pierwsze zapytanie – do źródła czyli Redakcji. I odpowiedź, której bym się nie spodziewał, a którą można byłoby podsumować cytatem z Barei – „nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem”. Pozostało ściągnąć i przejrzeć jakieś 15 roczników „Odkrywcy”…
Ściągnąłem i przejrzałem…
Przejrzałem nawet dwukrotnie. I nic. Ten artykuł to ściema jest, powtarzana z ust do ust, przepisywana ze strony na stronę. Oczywiście, jeżeli ktoś udowodni mi, że jest inaczej to jestem gotów odszczekać.
Pomimo tych wszystkich porażek szukałem dalej. Od znajomych dostałem namiar na dwóch kolekcjonerów zapalniczek. Napisałem do obu, odpowiedź dostałem tylko od Pana Bogdana Szczepanika właściciela kolekcji zapalniczek liczącej ponad 1800 sztuk…
Mam kilka sabotażówek, z pojedynczym i z podwójnym zbiorniczkiem na paliwo, głównym powodem skonstruowania sabotażówek jak sama nazwa wskazuje była niezawodność w kluczowych sytuacjach, dwa mechanizmy tzw. iskrowniki służące do zapalenia benzyny (stare zapalniczki wszystkie są na benzynę, prosty ale niezawodny mechanizm powodujący powstanie iskry a tym samym zapalenie knota nasączonego benzyną ) sabotażówki mają jeszcze tę zaletę że można je zapalić niezależnie w której ręce się znajduje właśnie dlatego że mają dwa niezależne iskrowniki.
Fragment przebogatej kolekcji Pana Bogdana można zobaczyć pod adresem:
http://www.olesnica.nienaltowski.net/Zapalniczki/index.htm
Kolejne poszukiwania (na nieistniejącym już niestety forum dyskusyjnym) zaowocowały (poza ściemą o „Odkrywcy”) – ciekawostką:
W opracowaniu Kazimierza Satora , poświęconym broni produkowanej w konspiracji ukazany jest bardzo ciekawy przykład jednej z pięciu pamiątkowych „sabotażówek” wręczonych w grudniu 1943 roku członkom zespołu konstruktorsko – produkcyjnego peemu „Błyskawica”. Na ściankach (powierzchniach płaskich) zapalniczki wygrawerowano następujące inskrypcje: „Chrzest Błyskawicy”, oraz „Listopad 1943 Przemysł Polski”
I był już konkret. W internecie – o dziwo na forum „Odkrywcy” były dostępne nawet zdjęcia rzeczonych.
Niestety autora wpisu nie udało się namierzyć, zdjęcia też poznikały. A szkoda.
W trakcie poszukiwań natrafiłem również na stronę w języku rosyjskim, na której pokazane było mnóstwo różnych zapalniczek pogrupowanych według producenta, opisanych i wycenionych. No cóż – zabrałem się za przeglądanie wszystkich kategorii i znalazłem dwa interesujące egzemplarze: zapalniczkę wyglądającą jak podwójna sabotażówka opisaną jako Duplex – była ona prezentowana na forum „Odkrywcy” oraz klasyczną sabotażówkę – zakwalifikowaną do kategorii „No name”.
Podwójna sabotażówka: http://vintagelighters.ru/category/models/duplex/
Sabotażówka: http://vintagelighters.ru/country/england/double-striker/
Co ciekawe – autorzy strony twierdzą, że obie te zapalniczki są konstrukcji angielskiej („wynalazek brytyjskich projektantów”) i pochodzą z produkcji powojennej, zupełnie ignorując napis „Polish invention” wygrawerowany na jednym z korków Duplexa.
Wydaje mi się, że w błędzie są.
Prawdziwym darem niebios było dla mnie Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego i zapis rozmowy z Panem Edmundem Baranowskim dostępny pod adresem http://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/edmund-baranowski,36.html . W wywiadzie tym – w części dotyczącej Jego pracy w okupowanej fabryce Philipsa padły dosłownie dwa zdania na interesujący mnie temat. Cytuję: Produkowali zapalniczki na dwa kamienie, znakomite zapalniczki, pierścionki z orłem cieszyły się dużym powodzeniem, papierośnice metalowe.
Udało mi się skontaktować z telefonicznie z Panem Edmundem, rozmowa była prawdziwą przyjemnością a stopień mojej niewiedzy znacząco się zmniejszył. Miałem przecież okazję porozmawiać z człowiekiem, który miał niemalże bezpośredni udział w produkcji tych zapalniczek. A przynajmniej widział jak to się dokonywało.
Spróbowałem w jakiś sposób podsumować wszystkie zebrane informacje…
Nie dowiemy się raczej nigdy kto opracował projekt i z jakiej fabryki czy tez warsztatu wyszła pierwsza sabotażówka.
Trudno powiedzieć czy w ogóle był jakiś projekt, ale zachowane egzemplarze mają sporo cech wspólnych. Po pierwsze są zbliżone wymiarowo. Po drugie – mają takie same założenia konstrukcyjne i wykonane są w większości z tych samych materiałów: aluminium, mosiądz i stal. Oczywiście różnią się między sobą detalami – ale zapewne wynikało to z technicznych możliwości konkretnego zakładu (park maszynowy i narzędzia).
Według informacji powszechnie dostępnych w internecie zapalniczki te były produkowane – oczywiście nielegalnie w fabryce Philipsa w Warszawie, w fabryce Ursus oraz Skarżysku – Kamiennej. Nie jest wykluczone, że powstawały w wielu innych, niezależnych wytwórniach. Co fabryki Philipsa w Warszawie mam pewność. Co do Ursusa i Skarżyska Kamiennej – pewność nieco mniejszą. Według relacji pana Edmunda Baranowskiego – przynajmniej w odniesieniu do fabryki Philipsa nie znajduje potwierdzenia powszechnie przytaczane twierdzenie, że była to produkcja konspiracyjna a zyski ze sprzedaży miały zasilać kasę Ruchu Oporu. Zapalniczki te, oraz inne przedmioty takie jak grzebienie, papierośnice, biżuteria patriotyczna czy nawet aparatura do pędzenia bimbru były wykonywane jako tzw. fuchy tylko po to aby dorobić do głodowej pensji, na jaką mogli liczyć Polacy pracujący w okupowanych fabrykach. Nie jest jednak wykluczone, że w innych fabrykach tak właśnie było – chociaż mój rozmówca nie był przekonany. Zapalniczka taka miała być była dobra i tania – więc na spektakularne zyski raczej nie było co liczyć.
Oryginalne sabotażówki
- Kadłub zapalniczki był wykonany z jednego kawałka aluminium metodą frezowana, wiercenia i gwintowania. Oczywiście niektóre detale jak chociażby okna krzesiw czy otwory trzymające śrubkę kamienia musiały być dopracowane ręcznie. Wymiary samego detalu były dostosowane do dostępnego materiału – w tym przypadku aluminiowego płaskownika. I muszę przyznać – twórcy musieli się nieźle nakombinować aby w tak niewielkim detalu zmieścić dwa dość dużej średnicy krzesiwa, dwa kanały na kamienie, komorę na paliwo oraz miejsce na knot. Od strony wizualnej – chyba nie ma dwóch identycznych egzemplarzy. Pomijam tu cechy indywidualne takie jak chociażby wygrawerowane daty, inicjały czy rysunki. Pomimo ogólnego podobnego układu poszczególne zapalniczki mają ozdobne wyżłobienia boczne różnej szerokości oraz długości (niektóre sabotażówki nie mają ich w ogóle). Różny jest także kształt i układ otworów w osłonie płomienia: w niektórych egzemplarzach są one prostokątne w układzie poziomym lub skośnym. W innych otwory te są okrągłe rozmieszczone w prostokącie lub w trójkącie. Czasem w romb. Również kształt i położenie otworu blokującego śrubkę od kamienia jest różny w różnych egzemplarzach: otwory kwadratowe o krawędziach równoległych do bocznych ścianek kadłuba lub „w karo”. Występowały też otwory okrągłe z wycięciem pod „płetwę” śruby. Ale te są rzadsze;
- Korek dolny zamykający komorę na paliwo wykonany był z aluminium. Posiadał uszczelkę – zapewne skórzaną oraz radełkowanie ułatwiające dokręcanie i odkręcanie. Często – podobnie jak kadłub był zdobiony;
- Korek górny – zamykający osłonę płomienia był również aluminiowy. Posiadał również radełkowany brzeg w celu ułatwienia manipulowania. Występował w dwóch wersjach: z gwintem – wtedy był on wkręcany w osłonę płomienia oraz z zatrzaskiem. Zatrzaskiem był stalowa kulka ze sprężynką umieszczona w otworze wywierconym „po średnicy” korka – kulka blokowała się w specjalnym kanaliku od wewnętrznej strony osłony płomienia. Które rozwiązanie było lepsze? Trudno powiedzieć – nagwintowany korek trudniej było zgubić, ale odkręcało się go dość wolno. Ten z zatrzaskiem – dokładnie odwrotnie.
- Oprócz opisanych wyżej korków na zdjęciach dostępnych w internecie jest jeszcze zapalniczka z korkiem drewnianym lub też bakelitowym. Trudno powiedzieć, czy tak została zrobiona, czy jest to może korek zastępczy. Ten konkretny egzemplarz ma kwadratowe otwory na śrubki do kamieni ułożone „w karo”. Można go obejrzeć pod tym linkiem http://odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=722375
- Pokrętła do śrubek kamieni – na zdjęciach dostępnych w internecie widać, że w większości przypadków wykonane są one z mosiądzu. Oczywiście są radełkowane dla ułatwienia pokręcania. Radełkowanie proste lub skośne. Być może wykorzystany został jakiś do tego celu jakiś gotowy, dostępny detal;
- Krzesiwa, czyli kółeczka trące – z dostępnych zdjęć wynika, że we wszystkich sabotażówkach były stosowane takie same kółeczka. Skąd i od czego? Tego nie wiem.
I w zasadzie w tym miejscu powinienem zakończyć moje podsumowanie, ale życie po raz kolejny postanowiło dopisać to i owo. Otóż skontaktowałem się z Wujkiem – tym samym, o którym opowiadałem na początku. Zapalniczkę pamiętał. Nie była ona jednak – jak myślałem – pamiątką rodzinną, ale drobiazgiem, który kiedyś kupił. Niestety nie znał jej historii, a na to najbardziej liczyłem. Dostałem jednak kilka jej zdjęć, z których jedno opublikowałem na początku niniejszej opowieści. Tak właśnie wygląda cudeńko, które zobaczyłem po raz pierwszy ponad 30 lat temu.
To jednak nie wszystko.
Otrzymałem maila od Pana Michała Wójciuka – adiunkta w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Okazało się, że w zbiorach Muzeum jest jedna sabotażówka, którą będę mógł obejrzeć po uprzednim umówieniu się z Pracownikami Działu Głównego Inwentaryzatora. Oprócz tego w mailu była zawarta bardzo cenna wskazówka dotycząca zapalniczek wykonanych z okazji chrztu „Błyskawicy”. Zacytuję może ten fragment:
Historyk wojskowości, płk dr Kazimierz Satora twierdził, że w 1943 r. wyprodukowano 5 pamiątkowych zapalniczek, które zostały wręczone członkom zespołu konstruktorsko-produkcyjnego pistoletu maszynowego „Błyskawica”. Zdjęcia jedynego ocalałego po wojnie egzemplarza zapalniczki opublikował w swoich dwóch książkach: (idem, Produkcja uzbrojenia w polskim ruchu oporu 1939 – 1944, Warszawa 1985 oraz idem, Podziemne zbrojownie polskie 1939 – 1944, Warszawa 2001). Z podpisu pod zdjęciem w ostatniej z zacytowanych publikacji można wnioskować, że egzemplarz prezentowanej zapalniczki znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego, tak więc jeśli poszukiwałby Pan jeszcze więcej informacji, proponowałbym również kontakt z tą placówką.
Z rady skorzystałem. Niestety odpowiedź, jaką otrzymałem z Muzeum Wojska Polskiego – delikatnie mówiąc – rozczarowała.
Ale wracając do sabotażówki z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Egzemplarz, który dzięki uprzejmości Muzeum mogłem obejrzeć jest opatrzony numerem inwentarzowym P/7618. I już na pierwszy rzut oka stwierdziłem, że jest to nieco inny wzór niż wszystkie, które do tej pory widziałem. Główne różnice to kształt bocznych nacięć oraz rozmieszczenie otworów w osłonie płomienia. Zapalniczka posiadała górny korek zamykany na zatrzask. Dolny korek prawdopodobnie pochodził od czegoś innego, bo gwint w kadłubie nie odpowiadał gwintowi na korku. Jedno z pokręteł do kamieni wyglądało na oryginalne aluminiowe (uszkodzone), drugie – prawdopodobnie zgubione zostało zastąpione mosiężnym zamiennikiem. Co ciekawe egzemplarz ten ma na kadłubie wybity numeratorami ciąg cyfr. Co on oznacza, tego nie wiem. Numer seryjny? Wątpliwe. W każdym razie jest to bardzo ciekawy egzemplarz.
Moje sabotażówki
Jako się rzekło wykonałem zapalniczkę inspirowaną sabotażówkami. Postanowiłem wcielić się w rolę dorabiającego po godzinach pracownika okupowanej fabryki, który z materiałów i technologii do których ma dostęp spróbuje zrobić takie właśnie cacko…
Przyjąłem następujące założenia:
- oryginał, który mam będzie stanowił jedynie bazę – pewne odniesienie, którego jednak nie będę się ściśle trzymał;
- kadłub – jak w oryginale wykonany z jednego kawałka aluminium. Tyle, że u mnie metodą wiercenia i piłowania – bo tylko takimi możliwościami dysponuję;
- w mojej zapalniczce postaram się połączyć wszystkie te elementy, które podobały mi się na zdjęciach zachowanych egzemplarzy sabotażówek – czyli szerokie ozdobne nacięcia boczne, okrągłe otwory w osłonie płomienia itp.;
- korki dolny i górny będą stalowe. Oba będą gwintowane. Wykonane z materiałów znalezionych w warsztacie. Oba będą docelowo ocynkowane. Dolny korek nie będzie miał radełkowania tylko szerokie nacięcie do odkręcania przy użyciu monety lub grzbietu noża. Z materiałów znalezionych na warsztacie zostały wykonane również pokrętła śrub i same śruby dociskające kamienie do krzesiw
- zapalniczka będzie miała indywidualne zdobienie – czyli grawerkę;
I w zasadzie tyle.
Trochę to trwało, ale w rezultacie powstała zapalniczka niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Okazało się, że można, tylko trzeba wiedzieć jak 🙂
I na jednej się nie skończyło…
I każda jest piękna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju.