Kiedy opublikowałem w sieci „mały suplement” do pierwotnej wersji strony, nie liczyłem prawdę mówiąc na to, że jej zawartość merytoryczna jakoś szczególnie mocno się wzbogaci. Myliłem się, bo tak jak kamień rzucony do wody powoduje rozchodzenie się na niej koncentrycznych kolistych fal – tak pojawienie się mojej strony w sieci sprawiło, że zaczęły do mnie napływać informacje o kolejnych sabotażówkach. Ludzie wynajdują je w różnych szpargałach, w rzeczach, które pozostały po zmarłych krewnych czy pośród pamiątek rodzinnych.
Co najważniejsze – zapalniczki te mają swoją historię, udokumentowane pochodzenie, w związku z czym można z całą pewnością stwierdzić gdzie i kiedy one powstały. Mało tego – w przypadku niektórych egzemplarzy – wiemy kto go wykonał…
Interesujące?
No ja myślę 🙂
To może po kolei i chronologicznie.
Po tym jak trafił do mnie pan Jan ze swoimi zapalniczkami, przez jakiś czas nie działo się prawie nic. Od czasu do czasu zaglądałem na allegro – czy aby nie pojawiło się coś ciekawego do sprzedania, odpisywałem na korespondencję osób zainteresowanych nabyciem mojej sabotażówki oraz śledziłem posty zamieszczane przez użytkowników fejsbukowej grupy „zabytkowe zapalniczki benzynowe”. Tam właśnie znalazłem ciekawy link zamieszczony przez jednego z użytkowników.
I to była niezła petarda
Zainteresowanych zapraszam pod adres: LINK
Jest to strona Muzeum Nowej Zelandii, i tam właśnie pomiędzy różnymi eksponatami muzealnymi znajduje się aluminiowa sabotażówka. Jest nieco zniszczona – widać, że sporo przeszła, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że jest sprawna. Z tekstu zamieszczonego na stronie Muzeum możemy się dowiedzieć, że aluminiową zapalniczkę wykonał Władysław Piotrowski, więzień obozu koncentracyjnego Flossenbürg, w latach 1943–1944. Piotrowski zrobił ją dla swojego przyjaciela i współwięźnia Edwarda Mroczka, używając materiałów skradzionych z fabryki, w której obaj przymusowo pracowali. Inicjały Edwarda i Jego numer obozowy (2750) są wygrawerowane po obu stronach zapalniczki. Władysław Piotrowski zginął w obozie koncentracyjnym w 1944 roku. Edward Mroczek obóz przeżył ale do komunistycznej Polski wracać nie chciał. W 1954 roku wyemigrował do Nowej Zelandii. Zapewne jedną z niewielu pamiątek jaką miał wtedy ze sobą była ta właśnie aluminiowa zapalniczka. W 1996 roku przekazał ją do Muzeum. Odkryciem podzieliłem się z panem Janem, a on z kolei zadepeszował do Muzeum coby uświadomić im dwie rzeczy – po pierwsze, że istnieje moja strona www, gdzie mogą się dowiedzieć znacznie więcej o tych zapalniczkach (swoją drogą – angielska wersja staje się w tym momencie sprawą naprawdę naglącą), oraz to że zamieszczone u nich zdjęcie jest do góry nogami.
W tej historii jest jeszcze jedna rzecz: Władysław Piotrowski wygrawerował na wykonanej własnoręcznie zapalniczce swój numer obozowy. W sumie nic w tym dziwnego – w obozie człowiek był tylko numerem, więc taki „podpis” w tych konkretnych warunkach miał sens. Pomyślałem o sabotażówce znajdującej się w Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie ma ona co prawda żadnych grawerunków, ale za to ma wybity pięciocyfrowy numer. Czyżby analogia? Niestety w Polsce nie ma centralnego rejestru osób więzionych w niemieckich obozach koncentracyjnych, w którym na podstawie numeru obozowego można byłoby ustalić tożsamość więźnia. Podobno nie mamy też nawet centralnego rejestru zbrodniarzy… 70 lat po wojnie…
Ale to tylko wątek niejako poboczny – wracajmy do sabotażówek.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy dowiedziałem się o sabotażówkce „nowozelandzkiej” otrzymałem kolejną wiadomość – tym razem z Polski. Napisał do mnie pan Damian chwaląc się swoim znaleziskiem. Niestety nie znam szczegółów ani miejsca odnalezienia, ale ze zdjęć wynikało, że zapalniczka ta spędziła jakiś czas w ziemi. I teraz ciekawostka: sabotażówka pana Damiana wyglądała bardzo podobnie do sabotażówek pana Jana. Ten sam projekt, ta sama technologia, ten sam materiał. Mało tego – na moje oko grawerunki wyszły spod tej samej ręki. Co prawda w pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem co też ten grawerunek przedstawia – na mój gust to stylizowany góral na tle stylizowanej góry. Co ciekawe – pan Jan miał możliwość obejrzenia tego grawerunku na własne oczy i stwierdził, że w porównaniu z lokomotywą na jego zapalniczce wizerunek górala to zupełnie nowa jakość jeśli chodzi o grawerowanie. Niestety zapalniczka ta nie jest kompletna, a jej stan ogólny daleki od doskonałego – co z resztą widać na zdjęciach.
Pomyślałem sobie, że to w zupełności wystarczy aby napisać kolejny suplement na stronę. Dołożyć kolejne cegiełki, kolejne elementy układanki, ale życie zaskoczyło mnie po raz kolejny…
O ile sabotażówka „nowozelandzka” to była niezła petarda, to to czego dowiedziałem się od pana Norberta można byłoby uznać za ładunek wybuchowy znacznie większej mocy…
Może oddam głos panu Norbertowi, bo tak chyba będzie najlepiej.
Właśnie przeczytałem Pana artykuł na temat „Sabotażówek”.Natknąłem się na niego zupełnie przypadkowo gdyż szukałem czegoś na temat zapalniczki z roku 1943..nie miałem pojęcia że w ogóle takie zapalniczki istnieją !! Przyczyną poszukiwania była odnaleziona taka właśnie zapalniczka ( dopiero po Pana artykule zacząłem łączyć fakty ) podczas sprzątania mieszkania po moim nieżyjącym dziadku..Ojciec mój mówi że dziadek jako młodociany pracownik pracował w zakładach w Skarżysku-Kamiennej i tam też zrobił sobie taką dla siebie..czyli musieli je wykonywać..egzemplarz który posiadamy jest w doskonałym stanie ! Zatarte są krzesiwa niestety i nie krzesi..wiele lat nie była odpalana. Dziadek używał jej ponoć do lat 70-tych wtedy to rzucił palenie ze względów zdrowotnych..tyle przeleżała w futerale który też sam sobie do niej zrobił..
Nie muszę chyba dodawać, że po przeczytaniu wiadomości przez dłuższą chwilę dochodziłem do siebie. Sabotażówka. Ze Skarżyska – Kamiennej. Zrobiona własnoręcznie przez przodka obecnego właściciela – czyli można uznać, że w jednych rękach od momentu powstania. Pozostało tylko cierpliwie poczekać na zdjęcia.
Jakoś tak w okolicach świąt Bożego Narodzenia pan Norbert obiecane zdjęcia przysłał. I powiem tylko tyle: warto było czekać. Sabotażówka w pięknym stanie, z pięknym grawerem. Stylizowany góral na tle stylizowanych gór. Do tego data. Wszystko to bardzo podobne jak w przypadku sabotażówek pana Jana.
Czyli wiemy już na pewno, że sabotażówki były produkowane w Skarżysku Kamiennej. Przed II wojną światową największą fabryką Skarżyska Kamiennej była Państwowa Fabryka Amunicji Działowej i Karabinowej, przez okupanta przemianowana na Hugo Schneider A.G. (HASAG). Czy sabotażówka pana Norberta powstała akurat w tej fabryce – tego nie wiem, ale skoro była to tak specjalistyczna fabryka, to z pewnością musiał w niej istnieć porządny park maszynowy, galwanizernia i tym podobne wyposażenie, dzięki któremu można było (nawet w ukryciu) robić takie piękne rzeczy.
No dobrze…
Czyli mamy kolejne trzy sabotażówki wykonane bezsprzecznie w Polsce przed 1945 rokiem. Podkreślam ten fakt, ponieważ w świetle ostatnio otrzymanego maila jest to sprawa wagi wyjątkowej…
Ale o tym w kolejnym suplemencie – jak już ochłonę.
P.S. Zanim opublikuję kolejny suplement…
Znalazłem dzisiaj w nową aukcję na OLX: LINK
Zapalniczka sygnowana datą miejscowością – Skarżysko Kamienna, oraz monogramem inicjałów. Pozyskana z okolic miejscowości Czarniecka Góra, według przekazu wyniesiona z zakładu produkującego dla Niemców i użytkowana przez partyzantów.