Suplement nr 3 – konia kują…

Przysłowia proszę Państwa są jakby nie było mądrością narodów. A jedno ze starych polskich przysłów mówi: „Konia kują, a żaba nogę podstawia” – to o sytuacji, w której ktoś stwarza pozory uczestnictwa w wielkim wydarzeniu, które tak naprawdę wykonuje ktoś inny.
Mówi się też, że sukces ma wielu ojców, a tylko klęska jest sierotą.

Tak więc dzisiaj porozmawiamy sobie o „żabach”, lub jak kto woli „ojcach patentowanych” sabotażówek. Oraz o innych różnego rodzaju plagiatorach i amatorach cudzych pomysłów.

Gotowi na kolejny suplement. Jeśli tak, to jedziemy 🙂

W momencie gdy opublikowałem suplement nr 2 wiedziałem już, że będzie suplement nr 3. I że będzie dużo wcześniej niż przypuszczałem. Wszystko to za sprawą pana Andrzeja, który zainteresowany informacjami zamieszczonymi na mojej stronie internetowej postanowił się podzielić tym, co z kolei on znalazł w czeluściach internetu. Nie były to zdjęcia sabotażówek, ale skany dwóch dokumentów. Dokumentów o istnieniu których nie wiedziałem i których istnienie było dla mnie sporym zaskoczeniem.

No bo jak inaczej zareagować na informację, że sabotażówki zostały opatentowane? I to w dodatku nie w Polsce.

Po kolei jednak.

Pan Andrzej – jak sam napisał – posiada niewielką kolekcję zapalniczek benzynowych. Podczas swoich internetowych poszukiwań na jednej z kolekcjonerskich stron natrafił na skany patentów sabotażówki zarówno pojedynczej, jak i podwójnej. Skany te w postaci plików pdf pan Andrzej dołączył do wysłanej do mnie wiadomości. Chwilę później dostałem adres internetowy strony www, z której te dokumenty pochodziły. Myślę, że dla pełnego obrazu sytuacji zamieszczę je również u siebie. Oczywiście zainteresowani mogą skorzystać z LINKA. Strona jest w języku germańskiego oprawcy, ale wystarczy znaleźć znajomo wyglądającą zapalniczkę, obok której są linki do skanów patentów w postaci plików PDF.

Tak więc mamy dwa patenty: jeden francuski, drugi amerykański. Oba dotyczą zapalniczek łudząco przypominających sabotażówki. Zacznijmy może od patentu amerykańskiego. Wniosek patentowy został złożony Biurze Patentowym Stanów Zjednoczonych w dniu 22 grudnia 1945 roku przez niejakiego Edwarda W. Rectora. We wniosku tym stwierdza on, że jest wynalazcą zapalniczki pokazanej na szkicu. Zapalniczka pokazana na szkicu wygląda jak sabotażówka. Kropka w kropkę. Układ otworów w osłonie płomienia – w trójkąt. Charakterystyczne pokrętła do śrubek kamieni z rowkiem pośrodku.

Patent na „design for a cigar and cigarette lighter” został udzielony w dniu 3 czerwca 1947 roku na okres 7 lat. Zapis powyższy jest kluczowy, bo jak zrozumiałem opatentowany został bardziej wygląd zewnętrzny zapalniczki niż jej projekt techniczny – z resztą widać to na szkicu. Tylko to co z zewnątrz – żadnych przekrojów, żadnej budowy wewnętrznej.

Zupełnie inaczej do tematu podszedł wnioskodawca francuski. W patencie wydanym w dniu 17 lutego 1947 roku przez Ministra Produkcji Przemysłowej Republiki Francuskiej stwierdza się, że dotyczy on „ulepszenia zapalniczek”. Sam patent jest bardzo mocno rozbudowany od strony opisowej a wieńczy go szkic przedstawiający wewnętrzną budowę zapalniczki łudząco podobnej do sabotażówki. Mamy więc dwa krzesiwa. Kamienie dociskane do krzesiw sprężynkami osadzonymi na śrubkach z pokrętłami. Śrubki – jak wynika ze szkicu są spiłowane w kwadrat tak aby pasowały do kwadratowego otworu w kadłubie a jednocześnie aby zostało na nich tyle gwintu, żeby dało się nakręcić na nie pokrętła. Korek dolny jest wkręcany i nie chowa się w obrysie dołu kadłuba. Korek górny jest wciskany i ma zatrzask z dwiema  kulkami i sprężynką…. Wszystko żywcem wzięte z polskich sabotażówek.
Wydaje mi się, że jednej rzeczy wnioskodawcy nie ogarnęli, a w zasadzie ogarnęli źle od strony technologicznej. Na przekroju poprzecznym przez śrubki kamieni widać, że pokrętła chowają się w kadłubie w idealnie dopasowanych kołowych wycięciach. Pojęcia nie mam jak sobie projektant wyobrażał wykonanie wycięcia w takim kształcie… Chociaż nie – takie idealnie dopasowane możnaby obecnie wykonać na elektrodrążarce. Sęk w tym, że w 1947 roku technologia ta była w powijakach.

Ale to dygresja taka niejako zawodowa

Wracając do patentu francuskiego – tu w przeciwieństwie do patentu amerykańskiego mamy wszystko co jest w środku a praktycznie nic o tym co na zewnątrz – nie wiemy nic na temat kształtu zbroczy ani szczelin w osłonie płomienia. Co ciekawe – ta sama instytucja wydała patent na bardzo podobne zapalniczki w wersji z jednym krzesiwem – czyli „oszczędnościowy wariant sabotażówki”.

Była analiza, czas na wnioski.

Według mnie pewnym jest, że ani właściciel patentu amerykańskiego, ani właściciel francuskiego nie mają prawa do tego aby nazywać się wynalazcami opatentowanych przez siebie zapalniczek. Te powstały dużo wcześniej i w zupełnie innym miejscu – co z resztą udowodniłem w sposób nie budzący chyba żadnych wątpliwości.
Mogę za to, z dużym prawdopodobieństwem założyć, że ludzie ci krótko po II wojnie światowej mieli styczność z sabotażówkami. Na pewno dostrzegli w nich potencjał, na pewno urzekła ich elegancja i uroda tych przedmiotów. W takiej sytuacji zastrzeżenie patentowe wydaje się krokiem logicznym, chociaż w mojej ocenie wątpliwym moralnie. No ale to biznes. Nie musi być moralny.

W każdym razie ja nie zamierzam zrezygnować z wykonywania swoich wersji sabotażówek i w nosie mam jeden i drugi patent.

A skoro już przy tym jesteśmy – w sensie co gdzie kto ma i kto od kogo ordynarnie zrzyna…
Na wstępie wspomniałem o plagiatorach różnej maści – i chociaż się brzydzę, to kilka słów napiszę. Plagiatorzy ci są jak można się domyśleć maści żółtej.

A było to tak.

Strona www.wartimelighters.pl ruszyła w kwietniu 2017 roku i w założeniu miała służyć promocji budowanych przeze mnie zapalniczek. Cała historia, którą zebrałem na kartach niniejszego serwisu miała pokazać, że nie sprzedaję przedmiotów oryginalnych z epoki ale nowe ręcznie wykonane zapalniczki bazujące na tych z okresu okupacji. I że warto się tym zainteresować.
Niestety dla niektórych internautów moja strona była niczym aorta dla wampira – nic tylko ssać.

Do rzeczy jednak. Jakoś tak ze trzy miesiące po uruchomieniu strony napisał do mnie via FB kolega z grupy „zabytkowe zapalniczki benzynowe” z informacją: „Chińczycy kopiują twoje sabotażówki” i linkiem do chińskiego alibaby. Zajrzałem, sprawdziłem i z niesmakiem chiński handeles zamknąłem krzyżykiem w rogu strony. Na zdjęciach rzeczywiście były zapalniczki bardzo przypominające sabotażówki. Mógłbym nawet palcem wskazać, którą konkretnie pokazaną na mojej stronie skopiowali. Do tego dorzucili kilka rozwiązań nie stosowanych w sabotażówkach okupacyjnych, za to występujących w moich. No i słowa kluczowe w opisie wydawały się również żywcem przepisane z mojej strony…

Aby mieć pewność odpaliłem statystyki serwera. Okazało się, że na stronie miałem kilka wizyt z Chin mniej więcej miesiąc przed tym jak kolega powiadomił o swoim odkryciu. Przypadek? Nie sądzę.

Pan Andrzej, o którym wspominałem na wstępie niniejszego suplementu i dzięki któremu w ogóle suplement ten powstał również wspomniał o chińskich kopiach. Podobno firma ta produkuje całkiem udane kopie zapalniczek Colibri, więc może w celach badawczych należałoby zakupić i przetestować ichniejszą wersję naszej legendy.

Popatrzyłem w handeles raz jeszcze…

Ze zdjęć wieje tandetą, taniością i masówką. Kadłub najprawdopodobniej odlewany z materiału przypominającego mosiądz – też masówka z minimalną ilością obróbki skrawaniem. Żaden szczegół nie urzeka. Pewne jest jedno – nie kupię nawet w celach badawczych.

Ale oczywiście innym nie zabraniam. Tylko po co komu chłam?